Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 28 lutego 2011

Litraż

   Minęło już parę dni od mojego ostatniego wpisu. Nie dopadł mnie jednak ponownie głód. Raczej praca i codzienność. Nie potrafiłem znaleźć w sobie dość weny aby napisać coś tutaj, chociaż zawsze jest o czym pisać. Tych, którzy przestraszyli się, że dzieje się ze mną coś złego przepraszam. Faktycznie moje ostatnie wpisy mogły zasiać niepokój. Ale mówię Wam: jest dobrze ! Tak jak pisałem na końcu poprzedniego posta: czuję się nawet mocniejszy i spokojniejszy. To było doświadczenie które utwierdziło mnie w wierze, że mogę dać sobie radę. Mówiłem też o tym na zajęciach. Pomogło. Ale na pewno będę unikał już sytuacji które mogą mi takie coś zafundować.
   W zeszłym tygodniu mieliśmy też ciekawe zajęcia o których chciałem napisać trochę, był to tzw. "litraż". Dla niewtajemniczonych powiem tylko krótko, że chodzi o obliczenie ile w życiu wypiliśmy alkoholu. Słyszę głosy niedowierzania, że czegoś takiego nie da się obliczyć. Macie rację: dokładnie nie można tego wyliczyć ponieważ nie odkładałem każdej wypitej butelki w piwnicy. Ale w przybliżeniu jest to możliwe. I to w dość dużym przybliżeniu. Jak się okazuje, wystarczy nieco pracy, wysilenia szarych komórek ( tych które jeszcze zostały ) i da się to zrobić.
   Wyszło tego sporo jak się domyślacie...Ale nie samo "odkrycie "ilości wypitego alkoholu jest najciekawsze. Ci, których najbardziej może zaboleć utrata kilku banknotów w portfelu mogą sobie to przeliczyć na pieniądze. Ufff....niezła kwota. W życiu nie miałem tyle jednorazowo na koncie...Ale dla mnie osobiście też nie to jest najbardziej bolesne. Otóż można sobie to przeliczyć na okres kiedy byłem wyłączony z życia. Kiedy mnie nie było praktycznie. Kiedy byłem jak to ktoś określił " po ciemnej stronie księżyca". Wyszło mi ponad siedem lat ! Taki okres mogę sobie wykreślić z życiorysu. Któryś z nas buntował się i mówił, że to manipulacja, że wcale picie go nie wyłączało z życia. Ale on chyba zupełnie jeszcze nie może pogodzić się z faktem kim jest. Mnie to powaliło powiem szczerze. To właśnie mnie najbardziej zabolało. Może dlatego nie pisałem bo musiałem jakoś się z tym oswoić. Z faktem, że wracam dopiero z księżyca...

sobota, 19 lutego 2011

Głód alkoholowy - c.d.

   Dzisiaj już jest w porządku. Minęło. Poradziłem sobie. ale muszę przyznać, że było ciężko i dziwnie bardzo się czułem. Na terapii przygotowano mnie do tego, że może nadejść i jak sobie w takich sytuacjach radzić. Sądziłem jednak, że może uda się, że mnie to nie dotknie.
 Tymczasem wczoraj czułem się przez cały dzień bardzo źle. Byłem pobudzony, czułem napięcie, momentami nawet złość. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Nawet więcej - nie potrafiłem zmusić się do zrobienia czegokolwiek. Miałem zaplanowanych parę rzeczy i nic z tego nie zrealizowałem...Wziąłem prysznic, odśnieżyłem przed domem, najadłem się do granic możliwości i poszedłem na spacer. Wróciłem i było już lepiej. Brakowało mi kogoś z kim mógłbym pogadać o tym wczoraj. Dzwoniłem w parę miejsc ale każdy był w pracy. Szukałem mitygnu ale w warszawie był o 13.00 na Poznańskiej a następne o 17.00. Do siedemnastej to ja już mogłem leżeć pijany. Na szczęście tak się nie stało.
   Teraz można powiedzieć, że jestem zadowolony, ze mi się to przytrafiło już. Mam to za sobą, poradziłem sobie i czuję, że jestem przez to silniejszy. Wiem, że można przetrwać i jeżeli zdarzy się jeszcze kiedyś to będę podchodził do tego z większym spokojem. W poniedziałek opowiem o tym na terapii.

piątek, 18 lutego 2011

Głód

   Wczoraj zacząłem oglądać serial dokumentalny "Ja, alkoholik". Jakoś przypadkowo jak mi się wydaje trafiłem na niego w sieci i zacząłem oglądać jeden odcinek za drugim. Kiedyś widziałem kilka odcinków w telewizji. Było to pewnie z osiem lat temu. Pamiętam, że w tamtym czasie mieszkałem sam i piłem w kilkudniowych ciagach z przerwami co pół roku mniej więcej.
   Jestem zły na siebie, że zacząłem to oglądać bo wywołał u mnie uczucie niepokoju. Chyba zachciało mi się pic. Szukałem wczoraj wieczorem w szafce bakalii i przestawiając jakieś słoiki usłyszałem brzęk szkła. W głowie pojawiła mi się nagle myśl, że gdyby tutaj stał alkohol to wypiłbym natychmiast. Przeraziło mnie to. Wróciłem do pokoju ale dalej oglądałem serial. W pewnym momencie zacząłem nawet zazdrościć jednemu z bohaterów tego, że...nic nie ma...Pije i to jest jego jedyną troską i zmartwieniem. Jest wolny. Tak czułem. Po chwili pomyślałem, że on cierpi. Jest mu źle i wciąż ucieka, zmaga się i przegrywa. Ale wcale nie poprawiło mi to samopoczucia. Dobrze, że nie mam alkoholu w domu...Wsiąść w samochód i pojechać na stację benzynową w nocy nie zdecydowałem się. Położyłem się spać i bałem się, że nie będę mógł zasnąć. O dziwo udało się. Zasnąłem natychmiast i spałem do rana. Dzisiaj jednak obudziłem się z niepokojem i oglądałem dalsze odcinki...Po co ? Nie wiem. Nakręcałem się i oglądałem dalej. Boli mnie teraz głowa jakbym miał kaca. Okropne. Ale nie napije się. Odrzucam te myśli i planuję dzień. Chciałem tylko napisać te kilka słów bo boje się, że zapomnę o tym, a wiem, że takie sytuacje mogą się zdarzać w przyszłości.

środa, 16 lutego 2011

TAZA - Trening Asertywnych Zachowań Abstynenckich

  Dzisiaj byłem na pierwszych zajęciach asertywności. Są to treningi przeznaczone dla trzeźwiejących alkoholików czy też takich typów jak ja - którzy dopiero są na początku drogi. Bardzo ciekawe i praktyczne zajęcia. Alkoholik ma trudności z odmawianiem alkoholu. A jeżeli już mu się to udaje to czuje później wyrzuty sumienia z tego powodu. Na pewno w życiu będę miał mnóstwo sytuacji trudnych i mam nadzieję, że przygotuję się do nich jak najlepiej. Najprościej jest odmawiać krótko i zwięźle, informując zarazem o swoim problemie. Ale na razie może okazać się to trudne. Na szczęście ja czuję się póki co bezpiecznie. Wśród najbliższych nic mi nie grozi a z towarzystwem od kieliszka nie utrzymuję kontaktów. Nie piję i to wystarczy już żebym nie był dla nich atrakcyjny towarzysko. I dobrze.
   Powiedziałem to dzisiaj na zajęciach i chciałbym powtórzyć: treningi asertywnych zachowań powinny być obowiązkowe już w szkole podstawowej. Później w średniej kontynuowane. Każą dzieciom uczyć się na pamięć jakichś wzorków chemicznych, fizycznych, definicji które później w życiu do niczego nie są przydatne. Tymczasem ludzie mają problemy z relacjami z innymi. Większe korzyści byłyby z takich lekcji niż budowy granatu zaczepno - obronnego F1 czy jak on tam się nazywał. Beznadzieja. Szkoła nie przygotowuje do niczego. Ale to już nie moje zmartwienie. Moim zmartwieniem jest to, że nie umiem powiedzieć ludziom, że jestem alkoholikiem. Przynajmniej nie wszystkim ludziom. Mam z tym jeszcze duży problem. Migam się, kłamię, kluczę i ślizgam. Byle tylko nie powiedzieć, że mam problem z piciem. Bycie alkoholikiem jest gorzej odbierane niż bycie złodziejem, niestety. Przecież wszędzie dookoła nie ma żadnego alkoholika...! :) Alkoholicy są tylko ze mną na terapii...:) Mam nadzieję, że mi przejdzie i że będę umiał o tym mówić każdemu. Może po prostu jeszcze sam nie jestem z tym do końca pogodzony?

wtorek, 15 lutego 2011

Jestem alkoholikiem

Jestem alkoholikiem. Nie piję od listopada 2010 roku. Przestałem mniej więcej w okolicach jedenastego. Ciekawe czy za kilka lat 11 listopada będzie kojarzył mi się z odzyskaniem niepodległości czy z odzyskaniem wolności od alkoholu? Od 23 listopada chodzę na terapię dla uzależnionych. Ten blog chcę poświęcić właśnie swojej terapii.
Jestem teraz nieco rozżalony, że nie zacząłem pisać w listopadzie. Ale może to i dobrze? Mówią mi, że powinienem zajmować się sobą, być egoistą. Trochę to przewrotne bo pijąc przez wiele lat myślałem głównie osobie. Ale nic to. Stosuję jak umiem wszystkie zalecenia. Nie wymądrzam się już. Wymądrzałem się przez wiele lat. Uważałem,że dam sobie radę i będę kontrolował. Kontrolowałem...dzień,dwa, tydzień, miesiąc, nawet kilka miesięcy. Później nie wiem kiedy budziłem się w nie swoim ciele po kilku dniach ostrego picia. Dlatego teraz słucham.
Mam zajęcia 4 dni w tygodniu.Kazali mi jeszcze chodzić na mitingi AA. Minimum raz w tygodniu.Czułem się przytłoczony. Rodził się we mnie bunt. Ale zacząłem chodzić. Dawałem osobie prowadzącej kartkę do podpisania co tydzień. Aż w końcu przestałem dawać. Któregoś dnia poczułem, że te mitingi są MOJE. Źle się czułem z tą karteczką. Jak ktoś kto oszukuje. Jak ktoś inny, ktoś spoza...Aja przecież już poczułem, że należę do Wspólnoty.Przestałem dawać karteczkę do podpisywania. Powiedziałem o tym mojej terapeutce. Zgodziła się. Dobrze, że się zgodziła. Inaczej pewnie chodziłbym z tą karteczką dalej i dalej bym się głupio czuł. Teraz jestem alkoholik pełną gębą i na pełnych prawach :)
Trzy miesiące zleciały mi bardzo szybko. Na zajęciach w terapii czuję się bardzo dobrze. Czuję się bezpiecznie co najważniejsze. Wczoraj żegnaliśmy kolegę. Kończył już. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze na tzw. Terapii pogłębionej. Mam nadzieję, że ani ja ani on nie zapijemy.Poczułem się wczoraj odrobinę starszy. Zapragnąłem nagle, żeby też pogonić czas o te parę miesięcy i kończyć razem z nim. Ale nic na siłę. Muszę uczyć się cierpliwości i pokory. To ważne.
Zauważyłem u siebie pewna zmianę.Moja terapia, moja grupa jest dla mnie dużą motywacją. Początkowo była to żona, zdrowie. Teraz doszła moja grupa. Czuję się związany z tymi ludźmi.Nie chciałbym zawieść terapeutów,koleżanek i kolegów. Ale to normalne podobno. Ponoć motywacje muszą się zmieniać co jakiś czas. Stare wygasają po prostu. A jak wygaśnie motywacja to może pojawić się alkohol.