Szukaj na tym blogu

wtorek, 15 marca 2011

...i że nie kierujemy własnym życiem.

Tytuł tej notki to jest oczywiście druga część pierwszego kroku z dwunastu kroków anonimowych alkoholików. Alkoholikowi jest niezmiernie ciężko przyznać, że nie kieruje własnym życiem i że jest siła większa od niego samego. Tak samo jest ze mną. Uważałem się za mistrza, wielkiego i wszystkomogącego mistrza.
W zeszłym tygodniu miałem ciekawy przypadek który chcę opisać. Chciałem załatwić w ciągu dnia kilka spraw w Warszawie. Jako, że korki duże i czas dojazdu byłby spory, postanowiłem jechać pociągiem podmiejskim. 30 minut i jestem na miejscu, myślałem. Do tego jeszcze przy galopujących cenach benzyny będzie na pewno taniej. Jak postanowiłem tak zrobiłem. Wsiadłem do pociągu o godzinie 12.05. Jechałem może z dziesięć minut gdy nagle pociąg zatrzymał się gdzieś w polu. Dosłownie W POLU, pomiędzy stacjami. Słyszałem, że zdarzają się jakieś małe awarie, ewentualnie może przepuszcza jakieś inne pociągi pomyślałem. Postój jednak się przedłużał. Po kilkudziesięciu minutach dowiedzieliśmy się, że to poważniejsza awaria i naprawa potrwa dość długo. Nie pozostało nic innego jak czekać. Do najbliższej stacji kawałek, zresztą nawet jakbym tam doszedł to i tak niczym nie pojadę bo mój pociąg tarasuje tory. Siedziałem więc i czekałem. Ogarniało mnie zniecierpliwienie, zacząłem czuć złość i bezsilność, nawet panikę. I wtedy przypomniałem sobie to co powtarza nam na zajęciach terapeuta: nie kierujemy własnym życiem. Słyszę to na każdym mityngu AA i puszczam mimo uszu ! W swojej bucie gotów byłem pość i nakłaść maszyniście, że zepsuł mi cały dzień ! Cóż z tego, że zaplanowałem sobie to czy tamto. Są rzeczy które dzieją się niezależnie ode mnie i nie mam na to żadnego wpływu ! Jest to oczywiste, ale w tamtym pociągu poczułem się jakbym dostał w głowę. Miałem DOWÓD. Poczułem ulgę, spokój.
Do Warszawy dojechałem z ponad dwugodzinnym opóźnieniem. Nic nie załatwiłem. Zaraz musiałem wracać i pracować dalej bo to co zostawiłem czekało. Ale czułem się lekko. Zrozumiałem. Dostałem dowód.
Na koniec chciałbym dodać, że jak później takie awarie zdarzają się raz na dwadzieścia lat. Jeśli do tego dodamy fakt, że jeżdżę tym pociągiem może 3 razy w roku to macie obraz tego jak bardzo mało prawdopodobne było to zdarzenie...

2 komentarze:

  1. puk puk Tomku, jesteś tam...? Pozdrawiam świątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. twój blog jest bardzo poruszający jest dla mnie świadectwem ze warto być szczerym z samym sobą choć to takie trudne zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń